Cześć, jestem Ewa!

Fotografuję przede wszystkim miłość, bliskość i czułość w relacjach. Zwracam uwagę na drobne gesty, spojrzenia, ukradkowy uścisk dłoni. Lubię mniej mówić i więcej widzieć. Lubię, gdy pozornie nie dzieje się nic. Przemykam niezauważalnie z aparatem, by potem uśmiechać się lekko słysząc "kiedy ty zrobiłaś to zdjęcie? w ogóle nie było cię widać ani słychać!".

Szukam światła, gestów, spojrzeń. Lubię fotografię prawdziwą, bez reżyserowania i naciągania rzeczywistości. Boję się tego, co sztuczne - mocnego makijażu, fotoszopa, ciał-marionetek i wystudiowanych uśmiechów.

Lubię fotografować miłość. Niezwykłość w zwykłości. Bez sztywnego szufladkowania - zdjęcia rodzinne, narzeczeńskie, ślubne, ciążowe... to wszystko są po prostu relacje. Coś najbardziej niesamowitego.

Jestem przekonana, że związek, na który się decydujemy, to przygoda życia. I naprawdę nie ma znaczenia, od jakiego projektanta lub nie-projektanta jest sukienka i czy zaproszenia kaligrafowane są złotem, bo to wszystko znaczy wielkie nic, jeśli w spojrzeniach nie ma błysku, a w sercu (i głowie!) decyzji. Dobre zdjęcia to takie, na których to widać, które nie są przygniecione lukrowanym zewnętrzem.

Niezależnie od tego, co fotografuję, bardzo mi zależy na "pierwiastku ludzkim". Żeby nie tylko (ani nawet przede wszystkim) dokumentować, ale raczej chwytać to, co później, przy oglądaniu zdjęć, wywoła i przywoła emocje.

Jeśli chcielibyście (lub chciałbyś, chciałabyś :-)), żebym towarzyszyła Wam z aparatem podczas ważnych dla Was wydarzeń - piszcie na adres ewa@ewajanisz.com.

Prywatnie?

Najbardziej sobą jestem w górach, najlepiej tych wysokich. Poszarpana grań, skały, przestrzeń. Schronisko wieczorem. Zmęczenie, szczere rozmowy i uśmiechy, brak pozy. Wspinaczka, joga, medytacja w ruchu. To jest mój świat, w którym czuję się najlepiej. Najwspanialsi ludzie, pasja, otwartość i radość. Zimowe (i nie tylko) wieczory często spędzam z drutami w ręku. W szafie mam tylko własnoręcznie zrobione swetry :)

Był taki czas, że mieszkałam intensywnie to tu, to tam. To znaczy w Londynie, pod Bolonią i w Petersburgu. Wreszcie, wróciłam do rodzinnego Gdańska, choć nieustannie ciągnie mnie w świat, z naciskiem na ten przyrodniczy, górski. Serce bije mi mocniej w Tatrach, Dolomitach i Himalajach.