Długo szukam właściwych słów, żeby opisać tę sesję, to spotkanie. Wrześniowa Warmia, tydzień bycia tu i teraz, bujania się w hamaku i mrużenia oczu w słońcu, spacerów, psiego towarzystwa, wegańskich uczt, codziennej jogi o świcie. W tle kojące dźwięki.
Kama. Dzikość, wolność, otwartość, czułość, siła, natura, świadomość. To pierwsze skojarzenia, które palce same wystukują na klawiaturze. Jedna z najbardziej zintegrowanych, prawdziwych, spójnych i żyjących w zgodzie ze sobą i swoimi przekonaniami osób, jakie poznałam. Zdjęcia nad lodowatą rzeką (i w lodowatej rzece…) oraz w dzikim ogrodzie pasowały do Kamy idealnie. Jestem wdzięczna za to spotkanie i przygodę, za słowa i pełną zrozumienia i przestrzeni ciszę. A Kama… kiedy piszę te słowa, żyje pełnią życia i serca w argentyńskich górach. Mocno wierzę w to, że przyjdzie czas na kolejne spotkanie, a tymczasem – chodźcie nad warmińską rzekę.